poniedziałek, 1 lutego 2010

Film „Avatar” i krytycy

„Awatar” Jamesa Camerona jest filmem o którym napisano już setki – jeśli nie tysiące – recenzji, opinii i komntarzy. Mnożą się słowa uznania co do technicznej i wizualnej strony przedsięwzięcia. Film odnosi spektakularne sukcesy; po zaledwie kilku tygodniach od premiery „Avatar” stał się najbardziej dochodowym filmem w historii kina wyprzedzając „Titanic”. Na Rotten Tomatoes „Avatar” zyskał sobie bardzo pozytywne recenzje (ponad 80%) => link.

Jednak film zdobył sobie nie tylko zwolenników ale i przeciwników. Ci ostatni ukuli nawet nowy termin na określenie żarliwych fanów filmu: ‘avatards’ – od zbitki słów ‘avatar’ i ‘retard’ (ang. ‘retard’ – opóźniony w rozwoju, ciołek, głupek). Jednak krytycy i przeciwnicy to nie tylko wiecznie niezadowoleni ‘naysayers’ których można spotkać na niektórych forach internetowych (ang. naysayer – osoba z agresywnie negatywnym nastawieniem). W wielu kręgach film został uznany za dość kontrowersyjny. Prawdą jest, że nieczęsto się zdarza, aby Hollywoodzki blockbuster oprócz swych wszystkich cech typowych dla masowych produkcji posiadał wielowątkowe przesłanie, wywoływał głębokie emocje, i prowokował globalny odzew – nie tylko ze strony krytyków filmowych, ale i głów państw (Evo Morales, prezydent Boliwii, który film polubił), a nawet ze strony Watykanu (Radio Watykańskie, dziennik l’Osservatore Romano – tutaj film nieszczególnie się spodobał m.in. ze względów ideologicznych). Do przeciwników filmu należy konserwatywna amerykańska prawica. Pewnym dodatkowym smaczkiem jest okoliczność, że James Cameron, reżyser zarówno „Avatara” jak i „Titanica” rzekomo jest członkiem loży masońskiej i w swoich filmach ma jakoby wykorzystywać sekretne techniki wpływu na umysły ludzkie – przynajmniej zdaniem zwolenników teorii spiskowych => link. Tak czy owak: o filmie się mówi, o filmie jest głośno i – jak gminna wieść niesie, wielu widzów decyduje się obejrzeć film dwukrotnie, trzykrotnie, a nawet wielokrotnie – zwłaszcza w 3D. A zatem nie można powiedzieć, że film ten nie spełnia swojego zadania skoro widownia tłumnie szturmuje kina. A kontrowersyjność to jeszcze jedna, dodatkowa zaleta filmu.

Podczas gdy widzowie głosują nogami, krytycy wytykają podobieństwa do „Pocahontas” i całej masy innych filmów i książek. ‘Czy słyszałeś że James Cameron chce zrobić „Avatar 2”? Tylko musi poczekać, aż Kevin Costner nakręci „Tańczący z wilkami 2”’ – brzmi jeden z dowcipów. W związku z tym, czy można powiedzieć że „Avatar” jest nieorginalny? Czy można powiedzieć, że scenariusz jest przewidywalny? I co ważniejsze – czy to źle?

Nie uważam, aby wykorzystanie schematów narracyjnych i archetypów świadczyło przeciwko. To wszakże dzięki nim widz może się utożsamiać z bohaterami i to dzięki nim film chwyta za serce. Mało orginalna historia – ale orginalnie opowiedziana. W końcu idąc do opery czy do teatru nie mamy podobnych wymagań co do orginalności scenariusza. Tak naprawdę trudno wskazać jakikolwiek film który byłby w 100% orginalny, a jeszcze trudniej taki, który bedąc filmem orginalnym – cokolwiek by to znaczyło – byłby jednocześnie filmem kasowym, filmem udanym w kontekście oglądalności i popularności.

Kolejnymi zarzutami są nierozwinięcie tzw. ‘głębi postaci’ oraz rzekoma miałkość i toporność dialogów. Ponownie, pamiętajmy, że nie mamy do czynienia z psychologicznym dramatem tylko z przygodowym kinem akcji osadzonym w realiach sf. Czy wyrafinowanego języka spodziewalibyśmy się po marines? Są sytuacje, w których prostota sprawdza się najlepiej. Istotnie, „Avatar” koncentruje się na jednej głównej historii. Wiele pobocznych kwestii jest zasygnalizowanych, niektóre wątki zostały wycięte => link – w końcu bądź co bądź i tak film trwa 2 godziny i 40 minut.

Niektórym nie podoba się wieloaspektowy przekaz filmu. Jak rozumiem, woleliby ‘czystą’ rozrywkę bez dodatkowych walorów. Film został obwołany filmem antywojennym, antymilitarnym, antykapitalistycznym, antyamerykańskim, liberalnym, zielonym, neopogańskim, panteistycznym, gloryfikującym wiarę w naturę zamiast w stwórcę (tak, to Watykan). Niektórym nie podobają się nawiązania do wojny w Wietnamie i do współczesnej wojny z „terrorem”. Są nawet i tacy którzy uważają „Avatara” za film rasistowski traktujący o ‘winie białego człowieka’ względem Indian. Zastrzeżenia do filmu miały nawet feministki - w końcu dlaczego główny bohater jest mężczyzną? I dlaczego to zawsze on ratuje świat?

To wspaniale, że każdy może dostrzec w tej pozornie prostej i banalnej opowieści aż tyle treści. I to fakt, że reżyser (który jest kanadyjczykiem) zdołał sprawić, że amerykańska widownia utożsamia się z i kibicuje tym którzy zabijają ekranowych ‘amerykańskich’ żołnierzy (i którzy przy tym nie są wcale ludźmi, a jak są, to są 'zdrajcami ludzkiej rasy'). Tak, nie da się ukryć, film niesie ze sobą polityczne, społeczne, humanistyczne, duchowe i inne treści – nie przestając przy tym być kinem akcji, romansem, filmem sf, filmem fantasy, fimem przygodowym czy po prostu filmem epickim. Treści te bynajmniej nie rażą przeciętnego widza – ja nawet uważam je za zaletę – ale najwyraźniej rażą w oczy tych, którzy są świadomi faktu, że dzisiejsi widzowie to jutrzejsi wyborcy – zwłaszcza w takim kraju jak Ameryka. Kontrowersyjność „Avatara” to zresztą tylko jeszcze jeden dodatkowy powód który przyczynia się do popularności filmu.

„Avatar” Jamesa Camerona jest filmem o którym trudno nie usłyszeć – chyba że jest się gdzieś na bezdrożach trzeciego świata – i który po prostu trzeba zobaczyć w kinie – IMAX lub 3D (chyba że się jest na wspomnianych bezdrożach). Tak, jest to odważne, epickie, i już kultowe wizualne arcydzieło którego obejrzenie staje się niezapomnianym przeżyciem.

MG © copyrights

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz