wtorek, 2 lutego 2010

Krótko o „Book of Eli” (Księga ocalenia)

/uwaga: spoiler!/


Fabułę filmu można streścić następująco: na bezdrożach powojennego, postapokaliptycznego świata wiedziony wiarą (i głosami w głowie) wędrowiec (Denzel Washington) ratuje od zapomnienia ostatni egzemplarz... Biblii. Tak, nie Koranu, nie księgi Mormona, tylko ostatni egzemplarz Biblii. Wyrządzając ludzkości tę dyskusyjną przysługę, oprócz Biblii i wiary nasz bohater posiada maczetę, łuk, pistolet oraz podejrzanie biegłą i niechrześcijańską umiejętność ich używania. Czyżby reżyserów zainspirowały starotestamentowe wyczyny mężów bożych którzy również od przemocy nie stronili? Jeśli tak, to wszystko pozostaje „po bożemu” – w duchu Starego Testamentu.

Co jednak bardziej znamienne: z filmu wynika, że to pozostali przy życiu ludzie zniszczyli niemal wszystkie egzemplarze Pisma Świętego. Czyżby zagładę świata spowodował konflikt religijny? Pewne światło na tę sprawę rzuca główny ‘zły’ – herszt bandy i przywódca niewielkiego miasteczka (Gary Oldmnan). Chce on zdobyć Biblię za wszelką cenę – jako potężną broń umożliwiającą totalitarną władzę nad sercami i umysłami ludzkich mas. Mariaż religii i polityki – bez tego nie będzie możliwe odbudowanie cywilizacji.

Jednak zamiast uwypuklić takie ciekawe i obrazoburcze wnioski, twórcy filmu uderzają w tony otwarcie kaznodziejskie. Napotkana dziewoja (Mila Kunis) niemal natychmiast przyswaja sobie modlitwę i zaczyna wierzyć – pomimo początkowej rezerwy bożego wysłannika. Mało to przekonujące, podobnie jak fakt, że tytułowy Eli błąka się już 30 lat po bezdrożach, usiłując dojść do Kalifornii. Cóż, biblijni Izraelici błąkali się przez 40 lat na znacznie mniejszej pustyni, a więc nie ma co wybrzydzać.

Podsumowując, otrzymujemy postapokaliptyczny film akcji flirtujący z kinem religijnym, odrobinę humoru, kilka dobrych scen i nietypowy scenariusz, do którego, mam wrażenie, mógłby bardziej pasować Koran niż Biblia, gdyż za Biblię mało kto chce dzisiaj walczyć, a za Koran wciąż jeszcze tak. 

© copyrights MG

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz